You are what you eat.

Jeśli chodzi o mnie - nie mogę przestać wściekać się na siebie, że zmarnowałam całe wakacje, myśląc, że po prostu nie jedząc słodyczy i ćwicząc zrzucę zbędne kilogramy. Tymczasem moja waga nie zmieniła się ani w jedną, ani w drugą stronę - po prostu stanęła w miejscu. Dlaczego? Z pomocą pani dietetyk, do której chodzę na pomiar ciała za pomocą specjalnej wagi (Tanity), zrozumiałam, że zjadałam dziennie tyle kalorii i tyle samo spalałam, co nie spowodowało wzrostu wagi. Jednak schudnąć w taki sposób również nie mogłam, ponieważ na ćwiczeniach traciłam tylko te kalorie, które danego dnia jadłam - a nie gubiłam tę tkankę tłuszczową, którą już od dawna mam zmagazynowaną w swoim ciele. Na tym polegał cały błąd mojego "odchudzania".
Aby zacząć tracić wagę, należy zrozumieć jedno - musimy jeść mniej, niż dotychczas, obciąć jakąś część kalorii, które dotąd wchłanialiśmy wraz z różnymi pokarmami. Wtedy nasz organizm podczas codziennego wysiłku fizycznego będzie mógł wykorzystywać nagromadzone dotąd zapasy tkanki tłuszczowej i spali je.
Jeść mniej nie znaczy jednak być głodnym. Nasze posiłku muszą być zbilansowane - zawierać odpowiednią ilość różnych makroskładników. Powinny być też sycące, po to, żebyśmy godzinę po zjedzeniu obiadu nie poczuli głodu.
Właśnie. Jednym z moich problemów jeśli chodzi o odżywianie było też podjadanie. I nie chodzi o to, że czekając na obiad zajadałam chipsy czy paluszki. Nie, moje podjadanie było "zdrowe" jeśli chodzi o produkty - jabłko, nektarynka, czereśnie, śliwki itp, itd. Jednak nawet zjadanie zdrowych rzeczy pomiędzy posiłkami jest niewskazane - w końcu nawet jabłka czy śliwki zawierają nie tyle co kalorie, ale węglowodany. Takie podjadanie dezorientuje również żołądek - sprawia, że cały czas odczuwamy nie tyle co głód, a "chęć" na tak zwane, niesprecyzowane "coś". Mając takie "chęci" kilka razy w tygodniu po kilka razy w ciągu dnia, łatwo można doprowadzić do nadwagi.
Jak więc ja zaczęłam zmieniać swoje nawyki żywieniowe?
Przede wszystkim zaczęłam szperać w internecie w poszukiwaniu dietetycznych przepisów na posiłki. Zazwyczaj była przy nich napisana ilość kalorii w stu gramowej porcji. Powiem wam szczerze, że na kalorie szczególnie nie zwracałam uwagi, raczej na zawartość cukrów, tłuszczów i białek. Układałam z tych przepisów jadłospis na cały dzień - pięć posiłków, które jadłam co trzy godziny. Robiłam listę zakupów, kupowałam, co było potrzebne i... zabierałam się do roboty. Nieoceniona była pomoc mojej mamy i siostry, ponieważ ja... cóż, nienawidzę gotować (w sumie to może być kolejny powód, dlaczego nie mogłam wcześniej zabrać się za normalną dietę). Jeśli wiedziałam, że następnego dnia nie będzie mnie w domu i będę musiała zjeść w mieście, w podróży, u babci, przygotowywałam pojemniczki. Na telefonie ustawiałam pięć alarmów, aby nie zapomnieć, o której mam zjeść.
Jeśli chodzi o płyny - tylko woda. Mnie osobiście nigdy do soczków, Tymbarków i Coca Coli nie ciągnęło, więc nie miałam z tym problemów. Świetna na "chętkę na coś" jest również zielona herbata - bardzo dobrze wpływa na metabolizm i przynajmniej u mnie niweluje chęć zjedzenia czegoś.
I oczywiście obowiązkowo treningi - teorie są różne, że niby minimum trzy razy w tygodniu, inni że cztery... Ja w ostatnich tygodniach wakacji mam szaleństwo na kettlach - chodzę na sześć treningów w tygodniu, ale tylko trzy z nich są to typowe treningi, natomiast pozostałe trzy - to nauka/przypomnienie techniki i zasad pracy z odważnikami. Na każde chodzę z ochotą, bo wszystkie tak samo przynoszą mi radość. :)
Co jest jeszcze dla mnie ważne w zmienianiu nawyków żywieniowych? Wsparcie rodziny i przyjaciół - to, że nie śmieją się ze mnie, kiedy nagle w parku wyciągam pojemnik z jedzeniem i wcinam jakąś dziwnie wyglądająca pastę (kocham ich za to, że potrafią ją ze mną zjeść i powiedzieć, że im smakuje!), że pomagają mi w przyrządzaniu posiłków i robieniu zakupów oraz, że są wsparciem psychicznym i motywacją.
Moja dobra rada na koniec - zanim jednak zabierzesz się za samodzielne zmienianie swoich nawyków żywieniowych - uzbrój się w cierpliwość, silną wolę i optymizm.
Będzie ciężko, ale jestem pewna, że się opłaci!
Miłego wieczoru!:)
0 comments: