Iron Dreamer

14:09 Unknown 0 Comments

Pierwszy post. 
Rany!
Jak ja nie lubię zaczynać pisać blogów.
Czy nie można by było tak po prostu, bez tych zbędnych ceregieli, przedstawiania się, oznajmiania, o czym to ja zamierzam tu pisać, po prostu przejść do sedna?
Spróbuję tak zrobić, ale...
Szlag by to trafił, chyba się nie da.
Zatem więc słowem wstępu!
Będę tutaj pisać o wszystkim, co mi się będzie żywnie podobało, ale myślę, że tematycznie będę się kręcić wokół tego, czym się interesuję, co robię, a więc teatr, pisanie, Kettlebell Hardstyle, odchudzanie, zdrowy tryb życia, społeczeństwo, świat, polityka... Mam nadzieję więc, że każdy znajdzie u Iron Dreamer coś, co go zaciekawi.
Iron Dreamer.
Właśnie.
Iron Dreamer to obecnie wyrażenie, które idealnie mnie opisuje. Staram się i nieustannie próbuję połączyć swoją artystyczno - humanistyczną naturę z miłością do sportu, który jak na razie jako pierwszy aż tak bardzo wszedł w moje łaski. Nauczycielka muzyki z mojego gimnazjum powiedziała kiedyś, że: "nie ma możliwości połączenia działalności artystycznej ze sportową". Chodziło jej wtedy oczywiście o działalność w zespole muzycznym i udział w treningach po lekcjach, aczkolwiek jeśli chodzi o pasje realizowane poza szkołą, które, w moim przypadku, są przecież tak skrajnie różne, to również bywa ciężkie. Trudno jest wrócić z treningu, usiąść przy komputerze i napisać scenariusz. To wymaga zamiłowania, samozaparcia i... dużej ilości kawy. ;) Jednak staram się nie zaniedbywać ani ćwiczeń z kulkami, ani moich wymyślonych bohaterów. Mentalnie również nabywam odporności psychicznej, staję się twarda, jednak marzyciele marzycielami pozostają i ja również chyba nigdy nie zmienię się w tej kwestii.
To póki co cała ja.
Iron Dreamer.

Piszę "póki co", ponieważ jedna z przydatniejszych rzeczy, jakich się niedawno nauczyłam, to że niczego nie można brać za pewnik, niektóre rzeczy po prostu się zmieniają bądź przemijają. Także kto wie - może za rok będę biegać na długie dystanse i szydełkować? (Obecnie nie cierpię ani jednego, ani drugiego!)
We'll see. 
Dzisiejszy trening był ciekawy, bo na świeżym powietrzu - w parku miejskim, pod czujnym okiem przechodniów. Wyglądało na to, że byliśmy niezłą atrakcją! Jestem nieziemsko zmęczona, ale lecę po kawę, bo mam parę rzeczy do napisania. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Dalej martwię się swoim swingiem i mobilnością moich bioder. Wygląda na to, że nie są one w najlepszym stanie. Nie wiem jeszcze, jak sobie z tym poradzę, ale muszę coś wykombinować.
30 sierpnia zbliża się wielkimi krokami... *złowieszcza muzyka*
Rany boskie, nienawidzę tej diety... Zjadłam już porządną kolację i dalej czuję się głodna!
Szlag by to wszystko trafił, daj mi ktoś teraz porządny kawał mięsa... #mięsożercanocąwakcji
Na zakończenie rzucę zdjęcie z ostatnich treningów - w niedzielę i w poniedziałek - w poniedziałek był to czysto siłowy trening *oceanmiłooooooości*.
Było to, co bardzo, bardzo lubię - clean, press i squat między innymi.
"Bez przysiadu nie ma zadu!" - jak głosiła moja trenerka, Ula.
Tak więc - róbmy przysiady!
Byleby tylko nie krzesło przed komputer. ;)
Dobrej nocy!




(Zdjęcia należą do Urszuli Paszko (C) i pochodzą z profilu Pięknej Siły na Facebooku.)

0 comments: