Iron Dreamer
Pierwszy post.
Rany!
Jak ja nie lubię zaczynać pisać blogów.
Rany!
Jak ja nie lubię zaczynać pisać blogów.
Czy nie można by było tak po prostu, bez tych zbędnych ceregieli, przedstawiania się, oznajmiania, o czym to ja zamierzam tu pisać, po prostu przejść do sedna?
Spróbuję tak zrobić, ale...
Szlag by to trafił, chyba się nie da.
Zatem więc słowem wstępu!
Będę tutaj pisać o wszystkim, co mi się będzie żywnie podobało, ale myślę, że tematycznie będę się kręcić wokół tego, czym się interesuję, co robię, a więc teatr, pisanie, Kettlebell Hardstyle, odchudzanie, zdrowy tryb życia, społeczeństwo, świat, polityka... Mam nadzieję więc, że każdy znajdzie u Iron Dreamer coś, co go zaciekawi.
Iron Dreamer.
Właśnie.
Iron Dreamer to obecnie wyrażenie, które idealnie mnie opisuje. Staram się i nieustannie próbuję połączyć swoją artystyczno - humanistyczną naturę z miłością do sportu, który jak na razie jako pierwszy aż tak bardzo wszedł w moje łaski. Nauczycielka muzyki z mojego gimnazjum powiedziała kiedyś, że: "nie ma możliwości połączenia działalności artystycznej ze sportową". Chodziło jej wtedy oczywiście o działalność w zespole muzycznym i udział w treningach po lekcjach, aczkolwiek jeśli chodzi o pasje realizowane poza szkołą, które, w moim przypadku, są przecież tak skrajnie różne, to również bywa ciężkie. Trudno jest wrócić z treningu, usiąść przy komputerze i napisać scenariusz. To wymaga zamiłowania, samozaparcia i... dużej ilości kawy. ;) Jednak staram się nie zaniedbywać ani ćwiczeń z kulkami, ani moich wymyślonych bohaterów. Mentalnie również nabywam odporności psychicznej, staję się twarda, jednak marzyciele marzycielami pozostają i ja również chyba nigdy nie zmienię się w tej kwestii.
To póki co cała ja.
Iron Dreamer.
Piszę "póki co", ponieważ jedna z przydatniejszych rzeczy, jakich się niedawno nauczyłam, to że niczego nie można brać za pewnik, niektóre rzeczy po prostu się zmieniają bądź przemijają. Także kto wie - może za rok będę biegać na długie dystanse i szydełkować? (Obecnie nie cierpię ani jednego, ani drugiego!)
We'll see.
Dzisiejszy trening był ciekawy, bo na świeżym powietrzu - w parku miejskim, pod czujnym okiem przechodniów. Wyglądało na to, że byliśmy niezłą atrakcją! Jestem nieziemsko zmęczona, ale lecę po kawę, bo mam parę rzeczy do napisania. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Dalej martwię się swoim swingiem i mobilnością moich bioder. Wygląda na to, że nie są one w najlepszym stanie. Nie wiem jeszcze, jak sobie z tym poradzę, ale muszę coś wykombinować.
Spróbuję tak zrobić, ale...
Szlag by to trafił, chyba się nie da.
Zatem więc słowem wstępu!
Będę tutaj pisać o wszystkim, co mi się będzie żywnie podobało, ale myślę, że tematycznie będę się kręcić wokół tego, czym się interesuję, co robię, a więc teatr, pisanie, Kettlebell Hardstyle, odchudzanie, zdrowy tryb życia, społeczeństwo, świat, polityka... Mam nadzieję więc, że każdy znajdzie u Iron Dreamer coś, co go zaciekawi.
Iron Dreamer.
Właśnie.
Iron Dreamer to obecnie wyrażenie, które idealnie mnie opisuje. Staram się i nieustannie próbuję połączyć swoją artystyczno - humanistyczną naturę z miłością do sportu, który jak na razie jako pierwszy aż tak bardzo wszedł w moje łaski. Nauczycielka muzyki z mojego gimnazjum powiedziała kiedyś, że: "nie ma możliwości połączenia działalności artystycznej ze sportową". Chodziło jej wtedy oczywiście o działalność w zespole muzycznym i udział w treningach po lekcjach, aczkolwiek jeśli chodzi o pasje realizowane poza szkołą, które, w moim przypadku, są przecież tak skrajnie różne, to również bywa ciężkie. Trudno jest wrócić z treningu, usiąść przy komputerze i napisać scenariusz. To wymaga zamiłowania, samozaparcia i... dużej ilości kawy. ;) Jednak staram się nie zaniedbywać ani ćwiczeń z kulkami, ani moich wymyślonych bohaterów. Mentalnie również nabywam odporności psychicznej, staję się twarda, jednak marzyciele marzycielami pozostają i ja również chyba nigdy nie zmienię się w tej kwestii.
To póki co cała ja.
Iron Dreamer.
Piszę "póki co", ponieważ jedna z przydatniejszych rzeczy, jakich się niedawno nauczyłam, to że niczego nie można brać za pewnik, niektóre rzeczy po prostu się zmieniają bądź przemijają. Także kto wie - może za rok będę biegać na długie dystanse i szydełkować? (Obecnie nie cierpię ani jednego, ani drugiego!)
We'll see.
Dzisiejszy trening był ciekawy, bo na świeżym powietrzu - w parku miejskim, pod czujnym okiem przechodniów. Wyglądało na to, że byliśmy niezłą atrakcją! Jestem nieziemsko zmęczona, ale lecę po kawę, bo mam parę rzeczy do napisania. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Dalej martwię się swoim swingiem i mobilnością moich bioder. Wygląda na to, że nie są one w najlepszym stanie. Nie wiem jeszcze, jak sobie z tym poradzę, ale muszę coś wykombinować.
30 sierpnia zbliża się wielkimi krokami... *złowieszcza muzyka*
Rany boskie, nienawidzę tej diety... Zjadłam już porządną kolację i dalej czuję się głodna!
Szlag by to wszystko trafił, daj mi ktoś teraz porządny kawał mięsa... #mięsożercanocąwakcji
Na zakończenie rzucę zdjęcie z ostatnich treningów - w niedzielę i w poniedziałek - w poniedziałek był to czysto siłowy trening *oceanmiłooooooości*.Rany boskie, nienawidzę tej diety... Zjadłam już porządną kolację i dalej czuję się głodna!
Szlag by to wszystko trafił, daj mi ktoś teraz porządny kawał mięsa... #mięsożercanocąwakcji
Było to, co bardzo, bardzo lubię - clean, press i squat między innymi.
"Bez przysiadu nie ma zadu!" - jak głosiła moja trenerka, Ula.
Tak więc - róbmy przysiady!
Byleby tylko nie krzesło przed komputer. ;)
Dobrej nocy!
(Zdjęcia należą do Urszuli Paszko (C) i pochodzą z profilu Pięknej Siły na Facebooku.)
0 comments: